Wychowanie Seksualne
http://snarry.nmj.pl/viewtopic.php?t=81
Autor: wiana
Beta:
gosiazlata
Parring:
HP/SS
Uwagi:
sceny erotyczne, opowiadanie chyba typu PWP (penis w potrzebie), to opko
powstało na potrzeby Kłótni i nauczenia się ładnego opisywania Scen; pojawienie
się kolejnych 4 rozdziałów zależy od Gosi a reszty od tego kiedy je napiszę ;)
Smacznego!
:D
--- rozdział 01 ---
- Ale
o co wam chodzi? Przecież mężczyzna nie może zajść w ciążę. - Harry nie
rozumiał, skąd nagle u wszystkich takie zainteresowanie jego życiem seksualnym.
Dopiero co odkrył, że jest gejem i przespał się z Seamusem. No dobrze,
przespał, to było zbyt mocne słowo. Tylko się całowali, dotykali i ogólnie
robili sobie dobrze. A teraz, sam nie wiedział, jakim cudem znalazł się w
gabinecie dyrektora razem z Syriuszem i Remusem. I dlaczego, do licha, wszyscy
zgromadzeni byli tacy poddenerwowani i ciekawscy. Dumbledore zrobił minę
dziwniejszą niż zwykle. - Może…?
-
Tak, Harry. Czarodziej może zajść w ciążę równie naturalnie co czarownica. A
jeżeli jest w dodatku potężny magicznie, to dzieje się to jeszcze łatwiej. -
Dyrektor wyjaśnił zszokowanemu nastolatkowi coś, co pewnie każdy, kto
wychowywał się w świecie czarodziei wiedział od małego. - Na szczęście do
niczego poważnego między tobą a panem Finninganem nie doszło. Aż strach
pomyśleć, co by się stało, gdybyście w swej niewiedzy nie użyli stosownych
zabezpieczeń. Wojna z Voldemortem wciąż trwa. Nie możemy pozwolić sobie na taki
błąd.
Harry
nadal nie mógł wyjść z szoku. Popatrzył oniemiały z otwartą buzią na dyrektora,
a potem przeniósł swoje wielkie, zielone, wytrzeszczone oczy na Syriusza i
Remusa, którzy gorliwie przytaknęli Dumbledore’owi. Znów spojrzał na starszego
czarodzieja.
- Czyli
co? Wystarczy, że raz się z kimś prześpię i od razu, albo ja, albo ten ktoś…? -
Chłopak nie mógł tego zrozumieć.
-
Niestety tak. I obawiam się, że w twoim przypadku zwykłe zabezpieczenia nie
będą wystarczające. - Dumbledore ze smutkiem pokiwał głową.
- Nie
rozumiem. Jak…? Przecież ja nie jestem kobietą… Przecież do tego potrzebna jest
macica, czy coś takiego… - Harry próbował sobie przypomnieć, czego uczono go na
temat rozmnażania ludzi na lekcjach biologii, w mugolskiej szkole. Niestety,
niewiele z niej pamiętał.
-
Widzę, że Hogwart naprawdę potrzebuje drobnej modernizacji. - Albus zaczął
głaskać palcami swoją długą, srebrzystą brodę.
- Co
masz na myśli, Albusie? - zapytał Lupin, już spokojniejszy niż na początku
rozmowy. Harry zachodził w głowę, co takiego mógł sobie Remus myśleć o całej
sytuacji, że był taki poddenerwowany. Czyżby to, że Harry nie zastosował
zabezpieczeń, bo miał kaprys zajść w ciążę i przez to dać Voldemortowi dziewięć
miesięcy ułatwionej pracy? Przecież to było śmieszne!
- Mam
na myśli wprowadzenie zajęć z Wychowania Seksualnego - uśmiechnął się Albus. -
I nawet wiem kto je poprowadzi!
***
-
Żartujesz…Harry, powiedz mi, że żartujesz! - Ron był niemal tak zielony na
twarzy, jak szpinak na jego talerzu.
- Nie
żartuję. Dumbledore postanowił wprowadzić obowiązkowe zajęcia Wychowania
Seksualnego dla szóstego roku i zainteresowanych. - Harry sam nadal nie mógł w
to uwierzyć. - McGonagall będzie prowadziła zajęcia z dziewczynami, a Snape z
chłopakami.
- O
nie, to ohydne! - Rudzielec odsunął swój talerz, nie mogąc w tej chwili nic
przełknąć. - Wyobrażasz sobie Snape’a mówiącego o seksie? To będzie co najmniej
niesmaczne!
-
Więc lepiej przygotuj się do tego psychicznie, bo zajęcia zaczynają się w ten
piątek, po kolacji. - Harry upił łyk soku z dyni i spojrzał na stół
nauczycielski. - Zresztą wydaje mi się, że Snape też nie jest tym zachwycony. A
McGonagall po raz pierwszy wygląda, jakby chciała własnoręcznie zamordować
Dumbledore’a. Może nie będzie aż tak źle. Przynajmniej będzie się z czego pośmiać.
***
Wszyscy
chłopcy z szóstego roku i kilku spoza, siedzieli w jednej z nieużywanych klas
na piętrze, przystosowanej specjalnie do nauczania tego… przedmiotu. Snape’a
jeszcze nie było, więc w powietrzu unosiły się szepty i chichoty. Część była rozbawiona,
część wyraźnie poddenerwowana, jednak wszyscy podziwiali z zainteresowaniem
nowy wystrój klasy. Z przodu, obok katedry znajdował się duży model mężczyzny,
a raczej jego kawałek od pasa do połowy ud. Patrząc z boku na przekrój
manekina, było widać organy wewnętrzne, o części których Harry nawet nie
wiedział, że istnieją. Na ścianach były różne schematy, pokazujące powstawanie
plemników, czy pouczające dlaczego warto używać zabezpieczeń. Nagle przy
podwyższeniu pojawił się skrzat domowy i zostawił na nim kosz bananów, na
których widok zgromadzeni chłopcy wybuchnęli śmiechem.
-
Myślicie, że będzie nas uczył, jak komuś zrobić dobrze? - Dean mruknął do
Gryfonów.
-
Raczej jak się nakłada gumę. - Seamus zarumienił się lekko, gdy koledzy na
niego spojrzeli. - No co? Kuzyn mi mówił, o tym co mieli na tych zajęciach w
mugolskiej szkole. Tyle, że tam były klasy mieszane, a nie dziewczyny
oddzielnie.
-
Ciekawe, czy o cyklu u dziewczyn też będzie mówił. - Jakiś Puchon myślał na
głos. - I o ciąży.
-
Moja mama powiedziała, że w Bauxbaton na takich zajęciach profesorka dała
wszystkim do wypicia eliksir, który wywoływał symulację ciąży. Dziewięć
miesięcy w dziewięć dni. - Krukon po prawej skrzywił się. - Mam nadzieję, że
Nietoperz nam tego nie zrobi.
-
Znając go… - Ktoś zaczął, ale nie skończył, ponieważ w tym momencie drzwi sali
otworzyły się i do środka wmaszerował zły Mistrz Eliksirów. Jego twarz była
wykrzywiona w strasznym grymasie, a na policzkach kwitł delikatny rumieniec.
Stanął przed katedrą i w klasie nastała absolutna cisza. Profesor zaczął
wykład, starając się nie patrzeć na uczniów. Harry wpatrywał się w niego
wielkimi oczami. Nie co dzień widzi się Severusa Snape’a oblanego rumieńcem
zawstydzenia.
- Na
początek dzisiejszych zajęć, zajmiemy się krótkim opisem budowy zewnętrznej…
męskiego ciała, a następnie przejdziemy do zewnętrznych form zabezpieczeń. -
Snape powiedział to tak, jakby mówił o jakiś składnikach do eliksirów. Więc
Seamus jednak miał rację, jeżeli chodziło o przeznaczenie bananów. Mistrz Eliksirów
machnął różdżką w stronę modelu i ten obrócił się tak, by klasa widziała wygląd
zewnętrzny, a nie przekrój.
- Dla
tych, którzy jeszcze nigdy w życiu nie widzieli - Snape zaczął z przekąsem -
jest to model mężczyzny. To jest penis, tu znajdują się jądra, a to się nazywa
napletek. Nadążacie? - Czarodziej kontynuował, pokazując wskaźnikiem to o czym
mówił. Z jego ust, ani na chwilę nie zniknął kpiący uśmieszek. - A teraz, pan
Potter podejdzie i na tym oto bananie pokaże nam, w jaki sposób należy nakładać
prezerwatywę, skoro te zajęcia są głównie po to, by nadrobić jego braki w
przedmiocie.
Ślizgoni
zawyli z uciechy i nawet kilku uczniów z innych domów parsknęło śmiechem. Harry
gapił się na swojego profesora, który w jednej ręce już trzymał banana, a w drugiej
opakowanie z prezerwatywą. Oczywiście, Snape nie byłby sobą, gdyby nie
skorzystał z okazji, by upokorzyć Gryfona. Chłopakowi coraz mniej podobały się
te zajęcia. A to był dopiero początek. Miał tylko nadzieję, że Nietoperz nie
każe mu pokazywać wszystkiego…
Wstał
niepewnie i podszedł do profesora, czerwieniąc się wściekle, gdy do jego uszu
doszły szeptane docinki Ślizgonów. Snape podał mu prezerwatywę, wciąż trzymając
banana i popatrzył na niego z satysfakcją. Harry, starając się nie spoglądać w
te hipnotyzujące, czarne oczy i próbując nie zwracać uwagi na chichoty i kpiny
patrzących na niego uczniów, rozerwał trzęsącymi się dłońmi ochronne opakowanie
prezerwatywy o smaku czekolady. Tylko spokojnie, wyobraź sobie, że jesteś
tylko ty i banan. Powiedział sobie w duchu i wziął głębszy oddech, by się
uspokoić.
-
Dalej Potter, nie będziemy przecież czekać aż ten banan się zestarzeje. Wtedy
nie będzie już z niego żadnego pożytku - warknął Snape i podsunął mu banana
niemalże pod oczy, wywołując tym kolejną salwę śmiechu wśród Ślizgonów. Harry
nasunął prezerwatywę na banana, przytrzymując go lewą dłonią i od razu się
cofnął, czerwony na twarzy niczym dojrzała wiśnia. - Niech pan jeszcze nie
ucieka, panie Potter. Jeszcze nie skończyliśmy.
Snape
bawił się wyśmienicie, Harry był tego pewien. Nie musiał nawet patrzeć na jego
twarz, by wiedzieć, że była wykrzywiona w złośliwym uśmieszku.
-
Oczywiście większość czarodziejskich prezerwatyw jest dodatkowo wzmocniona
odpowiednimi zaklęciami, jednak nie stanowią one żadnej przeszkody dla silnie
magicznych czarodziei. - Snape zwrócił się do reszty uczniów. Harry zaryzykował
zerknięcie w ich stronę. Gryfoni patrzyli na niego ze współczuciem, ale też z
odrobiną rozbawienia. Krukoni i Puchoni starali się wyglądać poważnie, jednak
ciężko im było opanować wesołość. Natomiast Ślizgoni bawili się w najlepsze,
kpiąc z niego w żywe oczy. Po prostu świetnie. Teraz pewnie do końca roku nie
dadzą mu spokoju.
-
Jest pięć najbardziej popularnych zaklęć - Profesor kontynuował swoją wypowiedź.
Teraz znów mógłby mówić o sposobie krojenia Gumochłonów, a i tak nikt by nie
zauważył żadnej zmiany w jego sposobie mówienia. Może on po prostu nie potrafił
inaczej prowadzić wykładów?
-
Zaczniemy od Geffro. Potter. - Snape znów wyciągnął w jego stronę biednego
banana obleczonego kondomem. Harry wyciągnął różdżkę. Dlaczego jego ręce
musiały się aż tak bardzo trząść? To tylko głupie zaklęcie. Pomyśl o tym,
jak o rzucaniu Wingardium Leviosa na pióro. To prawie to samo. Chłopak
przełknął czując, że teraz będzie mu ciężko myśleć o piórze bez skojarzeń.
Przeklęte hormony! Czemu wszystko musiało kojarzyć mu się albo z seksem albo z
Voldemortem. Zrobił się nieco zielony na twarzy. Nigdy, już nigdy więcej nie
użyje słowa seks i Voldemort w tym samym zdaniu. Jego wyobraźnia była na to
zbyt rozbudowana. Miał nadzieję, że Snape nie będzie ich uczył o samym seksie. Snape
mówiący o pozycjach… Snape i pozycje… Harry znów zrobił się czerwony na
twarzy. Zaklęcie, myśl o zaklęciu. Odchrząknął i machnął różdżką nad
bananem.
-
Geffro.
Nic
się nie stało. Harry popatrzył na profesora pytająco i zobaczył jak ten morduje
go wzrokiem.
- A
teraz, z łaski swojej, rzuć to zaklęcie na banana - wycedził Snape przez
zaciśnięte zęby. Harry miał ochotę zapaść się pod ziemię, gdy dotarł do niego
sens słów profesora. Już nie żyję, Snape mnie zabije przy najbliższej
okazji. Zanieczyści składniki eliksiru, przyjdzie w nocy do dormitorium i udusi
w czasie snu, doleje trucizny do soku z dyni… Harry znów odchrząknął i
modląc się, by głos mu nie drżał, ponownie rzucił zaklęcie.
Tym
razem, na bananie pojawiło się coś na kształt świecącej pajęczynki i od razu
znikło. Chłopiec zastanowił się czy czegoś znowu nie sknocił, ale najwyraźniej
nie, ponieważ Snape tego nie skomentował, wracając z powrotem do swojego
wykładu.
-
Drugim zaklęciem, o zbliżonej sile działania, jest Blocum Semenum. Nie można go
używać jednocześnie z Geffro - dodał i mruknął ciche Finite Incantatem, zanim
znów podsunął Harry’emu banana. Chłopiec starał się jak mógł i kolejne zaklęcia
rzucił już poprawnie. - A teraz każdy ma swojemu bananowi nałożyć prezerwatywę
i przećwiczyć te zaklęcia.
Harry
znów się zaczerwienił. Był pewien, że Snape robił to specjalnie. Ciągle mówił
zdania, które brzmiały dla nastolatka dwuznacznie i przez to chłopak
praktycznie nie przestawał się rumienić, jak jakaś dziewica! No dobrze, może
jeszcze nie uprawiał z nikim prawdziwego seksu, ale nie był jakąś wstydliwą
dziewczyną! Nawet Seamus patrzył na niego rozbawiony. Harry w myślach
zazgrzytał zębami. Na pewno nie straci tego całego dziewictwa z kimś kto go nie
wspiera w tak trudnej dla niego chwili.
Chłopak
wrócił do swojej ławki i zażenowany schował twarz w dłoniach. Musiał się
uspokoić, bo od tego ciągłego myślenia o seksie, zaczynał się już podniecać.
Nie był twardy, co to, to nie. Do tego była jeszcze bardzo długa droga, ale
zmierzał w jak najbardziej właściwym kierunku. Przez palce zobaczył jak Snape
podszedł do Neville’a, który wyraźnie nie radził sobie z nałożeniem
prezerwatywy na banana.
-
Longbottom, czy opanowanie tak prostej czynności, naprawdę przekracza wątpliwe
możliwości twojego mózgu? Proszę, zrób temu światu przysługę i przyłóż się do
tego trochę bardziej, bym nie musiał w przyszłości użerać się jeszcze z twoim
potomstwem! - Neville naciągnął kondona zbyt mocno i rozerwał go. Snape
zirytowany zabrał mu banana i sam wyjął prezerwatywę, by jeszcze raz pokazać
Gryfonowi, jak należy to zrobić. Musiał być naprawdę bardzo zdeterminowany, by
linia Longbottomów zakończyła się na Neville’u. Harry patrzył zafascynowany,
jak profesor z łatwością otworzył opakowanie ochronne i z wprawą nasunął
długimi palcami kondom na owoc. Przesunął jeszcze kilka razy po nim z góry na
dół, jakby gładząc… Potter znów poczuł jak jego policzki robią się gorące od
nabiegłej krwi. Ale tym razem nie tylko one. Przestań myśleć o tych długich,
sprawnych palcach! Cholerne, przeklęte hormony! Jak ja nienawidzę być
nastolatkiem! Ale sposób w jaki Snape wygładził tę prezerwatywę… Stop!
Powiedziałem STOP!
Harry
powstrzymał się przed uderzeniem głową w blat ławki i by przestać o tym myśleć,
popatrzył na poczynania swojego przyjaciela. Co jak co, ale Ron nigdy,
przenigdy nie kojarzył mu się z seksem. Z ulgą stwierdził, że nic się nie
zmieniło. Rudzielec poradził sobie szybko z nałożeniem prezerwatywy, ale miał
wyraźnie problemy z zaklęciem. Najwyraźniej i jemu trudno było się
skoncentrować.
-
Pomóc ci? - zaoferował się. Łatwiej było, gdy banana trzymał ktoś inny.
-
Nie, dzięki Harry. Chyba już załapałem. Geffro - Ron machnął różdżką nad bananem
i Harry poczuł, jak coś podrażnia jego członka, zaciskając się wokół niego
przyjemnie i budząc go do życia.
-
Ugh. - Ledwo udało mu się stłumić jęknięcie. Wziął kilka głębszych oddechów, by
nad sobą zapanować. Teraz na własnej skórze poczuł to, co Snape, gdy to on
wystarczająco się nie skoncentrował na bananie. Nic dziwnego, że profesor
chciał go zabić. - Um, Ron?
-
Tak? - Rudzielec nie popatrzył na niego, wciąż przyglądając się bananowi,
najwyraźniej nie rozumiejąc dlaczego tym razem mu nie wyszło.
- Proszę
cię, następnym razem skup się tylko na bananie, dobrze? - Ron popatrzył na
niego i w jego oczach pojawiło się zrozumienie.
-
Przepraszam Harry! Mam nadzieję, że nie bolało… - Jego przyjaciel patrzył na
niego ze skruchą.
-
Wręcz przeciwnie. - Rudzielec spłonął rumieńcem na odpowiedź Harry’ego i nim
wrócił do ćwiczenia zaklęcia, jeszcze raz burknął zawstydzony przeprosiny.
Snape podał im do przećwiczenia kolejne dwa zaklęcia i znów rozpoczął wędrówkę
po sali. Harry poruszył się na krześle. To zaklęcie wciąż się wokół niego
opinało, przyjemnie stymulując i sprawiając, że robił się coraz bardziej
twardy. Rozejrzał się szybko by sprawdzić, że nikt na niego nie patrzy i rzucił
na siebie Finite Incantatem. Zaklęcie zniknęło, jednak erekcja została. Mógł
się założyć, że Snape znowu wyrwie go z ławki do czegoś następnego, co będzie
prezentował, więc musiał się jak najszybciej uspokoić, by nikt nie zauważył
wybrzuszenia w jego spodniach. Postanowił skoncentrować się na rzucaniu zaklęć
na tego głupiego banana. Jedno, drugie, trzecie… Chłopak zobaczył kątem oka, że
obok niego przechodzi Snape.
-
Maleale - machnął różdżką nad bananem i profesor gwałtownie wciągnął powietrze
przez zaciśnięte zęby, zatrzymując się koło niego. Harry skulił się w sobie i z
przepraszającą miną popatrzył na Snape’a. Gdyby wzrok mógł zabijać, lub
torturować… Chłopak wiedział, że nic by go nie uratowało przed karą za
niedostateczne skoncentrowanie się na właściwym obiekcie zaklęcia. Nie rozumiał
czemu Snape jeszcze nie odebrał mu żadnych punktów, ani nie dał szlabanu za
nieuwagę. Przypuszczał, że Dumbledore miał z tym coś wspólnego, ale profesor na
pewno znajdzie w niedalekiej przyszłości jakiś sposób, by się na nim zemścić.
Przecież na normalnych zajęciach nie potrzebował jakiegoś specjalnego powodu,
by go ukarać. Ciekawe, czy to zaklęcie jest równie przyjemne co Geffro.
Zastanawiał się Harry. Nietoperz miał bardzo podobną minę do tej, jaka gościła
na jego twarzy, gdy trafiło go tamto zaklęcie, więc Harry przypuszczał, że tak.
To pewnie dlatego od razu stanął w miejscu. Każdy ruch spowodowałby jeszcze
większą przyjemność i podniecenie. Chłopak poczuł się dziwnie, na myśl o
podnieconym Snape’ie. To było takie nierealne, jednak… tak, pomimo szerokich
szat profesora… ale przecież nie widział, by trafiło go jeszcze jakieś inne
zaklęcie oprócz tamtego felernego Geffro na początku zajęć. Harry popatrzył na
Snape’a szeroko otwartymi oczami, na co mężczyzna zarumienił się lekko za
kurtyną czarnych włosów. Snape podniecony, rumieniący się! To było dla chłopaka
za dużo, by mógł to objąć w tym momencie swoim umysłem, który, nawiasem mówiąc,
wciąż sam miał problemy ze zwalczeniem podniecenia. Ale dlaczego profesor nie
użył Finite Incantatem, żeby to zakończyć?
Snape
wziął głębszy oddech, uśmiechnął się na tyle złośliwie na ile pozwalała mu
sytuacja i wyciągnął różdżkę.
-
Maleale - wycedził przez zęby i Harry poczuł, jak uczucie zbliżone do tego przy
Geffro wraca, tym razem jednak rozpięte też na jego jądra. Zajęczał cichutko i
przycisnął głowę do chłodnego blatu ławki. Czemu te zaklęcia zabezpieczające
muszą być takie przyjemne?! Harry całą siłą woli opanował odruch sięgnięcia
dłonią po swojego członka. Zamiast tego złapał swoją różdżkę i wyszeptał cicho
Finite Incantatem, żeby nikt tego nie zauważył. Jednak zaklęcie nie zadziałało.
A więc to dlatego Snape go nie użył. No to świetnie, obaj utkwili teraz w dość
niezręcznej sytuacji, a do końca zajęć pozostało jeszcze pół godziny. Snape nie
ruszył się ze swojego miejsca przy chłopaku, gdy obserwował poczynania pozostałych,
najwyraźniej usilnie próbując się opanować. Harry również miał wielki problem z
samokontrolą. Desperacko chciał siebie dotknąć. Każdy, najmniejszy ruch, tylko
jeszcze bardziej podrażniał jego pobudzonego członka. Ron chyba się domyślił,
że jakieś zaklęcie nie trafiło w tego banana co trzeba, bo nic nie mówił. W
końcu zadzwonił dzwonek i wszyscy zerwali się ze swoich miejsc, by w końcu
zacząć prawdziwy weekend. Harry skinął na przyjaciół by poszli bez niego. Po
chwili, w sali został już tylko on i Snape. Chłopak wstał pomału, jęcząc za
każdym razem, gdy materiał bielizny ocierał się o jego męskość. Od razu jego
ręka powędrowała do krocza, tym razem nie zdążył już jej powstrzymać. Czuł, że
jest czerwony jak burak, patrząc na Snape’a, wciąż stojącego koło niego. Teraz,
gdy się podniósł, znajdowali się na tyle blisko siebie, że stykały się ze sobą
ich szaty.
- I
co teraz, professssorze? - jego głos zadrżał, gdy odwrócił się, by stanąć
twarzą w twarz z wciąż nieruchomym i maksymalnie skoncentrowanym mężczyzną. Zaraz!
Kiedy zacząłem myśleć o nim, jak o mężczyźnie, a nie nauczycielu?
-
Teraz, Potter, wyjdziesz stąd i zostawisz mnie w spokoju. - Snape wciąż cedził
słowa przez zaciśnięte zęby.
-
Obawiam się, że nie dam rady… - Harry spróbował zrobić krok w stronę drzwi,
jednak przeszył go silny dreszcz i niechcący oparł się całym ciałem o Mistrza
Eliksirów. Ich erekcje zareagowały radośnie, na otarcie się o siebie poprzez
warstwy materiału.
-
Potter… - Snape niemalże wyjęczał to błagalnie, chcąc, by chłopak sobie
poszedł. Był bardzo podniecony, a należał do mężczyzn, którzy nie potrafili
zapanować nad sobą, gdy byli w takim stanie. Zwłaszcza nie wtedy, gdy
przystojne, młode ciało, tak go drażniło. Potter jęknął, ocierając się ponownie
o wybrzuszenie w spodniach starszego czarodzieja i wyrywając jęk również z jego
ust. W końcu profesor nie wytrzymał i przyciągnął go jedną ręką jeszcze bliżej
siebie, a drugą wplótł w roztrzepane włosy chłopca i przylgnął swoimi ustami do
jego. Z nową siłą zaczął ocierać o siebie ich pobudzone penisy, ale chciał
więcej, znacznie więcej. Jego dłoń, jakoś sama zsunęła się po plecach chłopaka
i wsunęła do jego luźnych spodni i pod bokserki, by przejechać palcami wzdłuż
rowka, do wejścia. Potter zatrząsł się w jego ramionach, a jego dłonie sprawnie
rozpięły rozporek Severusa i sięgnęły po nabrzmiałego członka profesora.
Mężczyzna jęknął przeciągle. Szybko rozpiął spodnie Harry'ego, które zsunęły mu
się do kolan razem z bokserkami i objął ciasno jego erekcję. Jeżeli nie chciał
go skrzywdzić, nie mógł zrobić niczego więcej bez lubrykantu. Potter oczywiście
doszedł pierwszy, jęcząc w jego szyję i zaciskając mocniej dłoń na członku
Severusa, stymulując go gwałtownymi ruchami tak, że profesor doszedł zaraz po
nim. Zaklęcia antykoncepcyjne wchłonęły ich spermę, po czym znikły. Harry oparł
się ciężko o ławkę i oddychał głęboko, by się uspokoić. Snape natomiast odsunął
się od niego, po czym podciągając i zapinając spodnie, doprowadził swój wygląd
do porządku. Nadal jednak długie do ramion, czarne włosy zasłaniały mu twarz i
gdy wychodził z klasy tylnymi drzwiami, ani razu nie spojrzał na Gryfona.
Chłopiec, wciąż lekko trzęsącymi się dłońmi, poprawił ubranie. Osunął się na
krzesło, czując, że jego twarz jest rozpalona od rumieńców. Nie mógł uwierzyć,
że przed chwilą on i Snape… że oni właśnie zrobili sobie dobrze. Merlinie! To
było znacznie lepsze niż z Seamusem. A gdy profesor zaczął palcami lekko
naciskać na jego wejście, myślał, że mężczyzna weźmie go tu i teraz, na tej
ławce. Ale do tego nie doszło i Harry ze zdziwieniem i jeszcze większym
zawstydzeniem odkrył, że żałuje rezygnacji Snape’a. Cholera, on chciał poczuć
tego wielkiego, twardego członka w swoim tyłku, a nie tylko w dłoni! Na samą
myśl o tym, czuł, że znów się podnieca. Czy to było normalne?!
***
Przez
następny tydzień Harry i Snape unikali się, jak tylko mogli, a gdy już musieli
być razem w jednym pomieszczeniu, choćby na zajęciach z Eliksirów, to
traktowali się jak powietrze, w ogóle na siebie nie patrząc. Chłopak wciąż nie
mógł uporządkować swoich odczuć. Jego przyjaciele widzieli, że coś go gnębi,
jednak prędzej by rąbnął się Avadą, niż powiedział im o tym, co się wydarzyło
między nim i Snape’em. W końcu tydzień minął i znów nastał piątek, a wraz z nim
kolejne zajęcia z Wychowania Seksualnego.
Snape
wpadł do sali niczym burza i od razu wszelkie rozmowy ucichły. Harry siedział
jak na szpilkach, bojąc się tego, do czego tym razem mógłby go wywołać
profesor. Snape stanął wyprostowany przy katedrze, odwracając znany już im
model tak, by było widać organy wewnętrzne.
- Na
dzisiejszych zajęciach poznacie budowę wewnętrzną ciała mężczyzny oraz
wewnętrzne zaklęcia antykoncepcyjne, które są tak mało popularne, że nie
będziemy się nad nimi dłużej zatrzymywać. Następnie przejdziemy do kwestii lubrykantów
i innych tego typu zagadnień dotyczących stosunku dwóch mężczyzn, aby chociaż w
tym roku żaden idiota nie zgłosił się do Skrzydła Szpitalnego z krwawiącym
odbytem. - Wzrok Snape’a zatrzymał się na chwilę na jednym z Puchonów z
siódmego roku, który zaczerwienił się po sam czubek głowy.
Mężczyzna
zaczął swój wykład i Harry patrzył zafascynowany, odkrywając tajemnice swojego
ciała. A więc to była ta sławna prostata. Pewnie Seamus ze swoim ptaszkiem
miałby problem z jej dobrym drażnieniem, ale wielki członek Snape’a… Słodki
Merlinie… Harry’ego przeszły dreszcze podniecenia na samą myśl o tym, ile
przyjemności mógłby mu dać, gdyby się w nim znalazł. Oczami wyobraźni widział
siebie wijącego się i jęczącego w rozkoszy, podczas gdy profesor brałby go ostro,
chociażby na tej twardej ławce. Siłą zmusił się do ponownego skoncentrowania na
zajęciach. Snape właśnie przeszedł do wewnętrznych zaklęć i eliksirów
antykoncepcyjnych. Z tego co Harry zrozumiał, tego typu zabezpieczenia były
zazwyczaj przeznaczone dla kobiet, a nie mężczyzn, ponieważ mogły wywoływać
problemy ze wzwodem. Rety, jak to słowo mogło przejść przez usta profesora, gdy
mówił o tym wszystkim, jak o jakichś eliksirach? Nawet nie przećwiczyli zaklęć,
by nie marnować czasu.
-
Jeżeli chodzi o lubrykanty, to najlepsze są te o oleistej konsystencji, ale nie
skapujące z palców tak łatwo jak ten tutaj. Dobry lubrykant zawiera w sobie
substancje relaksujące mięśnie i zabezpieczające skórę przed pękaniem. A teraz,
pan Potter zaprezentuje na naszym manekinie, jak należy prawidłowo używać ten
specyfik.
Harry
popatrzył na profesora wielkimi oczami. Nie, tylko nie to. A już myślał,
że będzie miał na tych zajęciach spokój, jeżeli chodzi o pokazy. Wstał i
poszedł do modelu, czując się, jakby szedł na stracenie. Snape podał mu
błękitną buteleczkę z ładnie wykaligrafowanym słowem „Lubrykant”. Harry
popatrzył się bezradnie na manekina, a następnie na buteleczkę.
-
Najpierw należy nanieść trochę lubrykantu na palce, panie Potter. - Snape
patrzył na niego, mówiąc znudzonym głosem, a Ślizgoni znów wyli z uciechy.
Zresztą jak i większość zgromadzonych w sali osób. Harry zrobił tak, jak
polecił mu profesor i rozprowadził kciukiem trochę lubrykantu przy okazji
badając jego konsystencję i lepkość. - Zaczynamy od włożenia jednego palca.
Harry
popatrzył przerażony na profesora. Miał grzebać palcem w sztucznym odbycie tego
manekina, modelu, czy jakkolwiek by tego nie nazwać? Przecież to było okropnie
wstrętne. Kto wie co wcześniej ktoś inny z tym robił?!
Snape
uśmiechnął się złośliwie.
-
Oczywiście dobrze jest na początku nie zapomnieć o jakimś prostym,
bezróżdżkowym zaklęciu czyszczącym, nieprawdaż, panie Potter? - Harry zrobił
minę jasno mówiącą o tym, że żadnego takiego nie zna. - Na przykład Cleanus.
Chłopiec
spróbował i oczywiście jego zaklęcie wyczyściło nie to wejście co trzeba.
-
Potter, gdybyś koncentrował się trochę bardziej na tym co robisz, to może wtedy
udałoby ci się coś osiągnąć - wysyczał Snape przez zęby. Po chwili Harry poczuł
jak coś łagodnie pogładziło jego odbyt, sprawiając, że jego członek podskoczył.
Świetnie, tylko tego było mu trzeba w tej chwili, kolejnych przyjemnych zaklęć.
I to na dodatek rzuconych nie tylko bezróżdżkowo, ale też i niewerbalnie!
Skupił się na sztucznym odbycie i znów wypowiedział zaklęcie, które tym razem
zadziałało tam gdzie trzeba. Niepewnie wsunął do niego palec i ciasny krąg,
zrobiony z czegoś elastycznego, zacisnął się wokół niego. Jak niby miał
zmieścić tam jeszcze dwa dodatkowe palce?!
- To
samo się nie rozciągnie, Potter. Musisz ruszać tym palcem. - Snape najwyraźniej
znów się świetnie bawił i Harry zazgrzytał zębami, jednak wykonał polecenie. W
głowie pojawił mu się pomysł. Skoro Snape mógł rzucić to zaklęcie na niego
niewerbalnie i bez różdżki, to dlaczego on miałby tego nie umieć? Zaśmiał się
diabolicznie w myślach i skupił na zaklęciu, myśląc o tym, że czyści nim odbyt
Snape’a. Za siódmym razem chyba zadziałało, ponieważ mężczyzna poruszył się
trochę niespokojnie. Harry tymczasem, jak gdyby nigdy nic, spróbował dodać
drugi palec i ze zdziwieniem odkrył, że nie było to aż tak trudne, jak się na
początku wydawało. Na pewno lubrykant ogromnie w tym pomógł.
-
Widzę, że w końcu udało ci się zrozumieć o co chodzi, Potter - Snape zakpił i
Harry znów zaczął rzucać na niego Cleanus. Postanowił, że tym razem tak szybko
nie skończy. Ciekawiło go, w jakim naprawdę stanie był teraz Snape pod tą swoją
chłodną maską opanowania. W końcu dodał trzeci palec i zaczął rozciągać wejście
wszystkimi trzema. Snape przez zaciśnięte zęby podjął wykład.
- Jak
widać, gdyby Potter się trochę bardziej wysilił, mógłby sięgnąć palcami do
prostaty.
Harry
zarumienił się jeszcze bardziej i wsunął palce głębiej, muskając gruczoł. Snape
w końcu zdecydował się na kontratak i też zaczął rzucać na niego ciągłe Cleanus
sprawiając, że chłopak robił się coraz bardziej podniecony i twardy.
-
Jeżeli nie ma pod ręka lubrykantu, można użyć zaklęcia nawilżającego, jednak
warto pamiętać, że to nie jest to samo i trzeba się wtedy z partnerem obchodzić
dużo delikatniej, niż przy zastosowaniu specyfiku. Zaklęcie nawilżające
oczywiście wszyscy znacie. Możesz wrócić do ławki.
Harry
z ulgą wyjął palce ze sztucznego odbytu, oczyścił je zaklęciem i czym prędzej
usiadł w swojej ławce. Snape wciąż rzucał na niego Cleanus i coraz trudniej
było mu się skoncentrować na odwzajemnianiu tego profesorowi. W pewnym momencie
poczuł jakieś inne zaklęcie i jego wejście stało się śliskie. Świetnie! Teraz
Snape go nawilżył! Do końca zajęć pozostało piętnaście minut i tylko jedna
forma zemsty przychodziła mu do głowy. Skoro udało mu się rzucić Cleanus bez
różdżki i niewerbalnie to czemu Maleale miałoby mu nie wyjść? Uśmiechnął się do
Snape’a złośliwie. Co najwyżej skończy się równie przyjemnie co tydzień temu.
I
wyszło mu. W prawdzie dopiero pięć minut przed dzwonkiem, ale wyszło.
Tak
jak tydzień temu, Snape stanął w miejscu i zmierzył go morderczym spojrzeniem.
Oczywiście, od razu się domyślił czyja to była sprawka. W prawdzie nie było aż
tak źle jak wtedy, ponieważ tym razem oberwał tylko tym jednym zaklęciem
antykoncepcyjnym, ale i tak Harry gratulował sobie uzyskanego efektu.
Oczywiście, gdy zajęcia się skończyły, znów powiedział przyjaciołom by poszli
bez niego i został w klasie sam z Mistrzem Eliksirów. Podszedł do
przypatrującego mu się z wściekłością mężczyzny i dopiero teraz odkrył, że
zaklęcie nawilżające było równie przyjemne co Cleanus. Przed oczami znów stanął
mu obraz Snape’a biorącego go na ławce i poczuł, że robi się twardy. Znowu.
-
Potter, czy mógłbyś z łaski swojej wyjść z klasy? - Severus wycedził między
zaciśniętymi zębami. W jego oczach pojawił się jakiś złośliwy błysk. - A może
chcesz, żebym cię własnoręcznie wypieprzył?
- O,
tak. - Harry przymknął oczy i mrucząc, potarł swoją erekcję o twarde
wybrzuszenie w spodniach profesora, na co starszy czarodziej zajęczał głośno.
Wciąż się ocierając, wplótł dłonie we włosy Snape’a i przyciągnął jego usta do
pocałunku. Mężczyzna smakował wspaniale, a gdy już zaczął, całował jeszcze
lepiej. Harry jęknął w jego usta. Po chwili spodnie wraz z bielizną chłopca
osunęły się za kolana, ukazując jego erekcję w pełnej krasie. Tym razem miał
trochę trudności z rozpięciem rozporka profesora, ale gdy w końcu udało mu się
uwolnić twardego niczym skała członka Severusa, jęknął przeciągle.
-
Proszę… - wyjęczał i kolejny raz otarł ich penisy o siebie. Snape wyszeptał
kilka różnych zaklęć antykoncepcyjnych i przywołał do siebie buteleczkę
lubrykantu. Podsadził chłopaka na ławce. Harry rozsunął szeroko nogi i patrzył
zafascynowany, jak Snape wylewa trochę oleistej cieczy na swoje palce. Już za
chwilę jego fantazja miała się spełnić. Westchnął zaskoczony, gdy jeden śliski
palec wszedł w niego i zaczął go przygotowywać. Wkrótce przyzwyczaił się do
intruza. To było tak cholernie przyjemne, że nie wiedział ile jeszcze uda mu się
wytrzymać. Miał wrażenie, że dojdzie już od samego myślenia o tym, co zaraz
zrobi z nim jego profesor. Severus drugą ręką złapał jego członek i zaczął go
stymulować, sprawiając, że Harry zmienił się w miękką, jęczącą masę, wstrząsaną
dreszczami przyjemności. Mężczyzna dodał kolejnego palca, przyspieszając ruch
ręki na jego naprężonej do granic erekcji i Harry wygiął się w łuk, dochodząc w
jego dłoń. Snape mruknął szybkie zaklęcie czyszczące, po czym wsunął trzeci
palec i dokończył przygotowywanie Harry’ego, dyszącego teraz ciężko. Pomału
przychodził do siebie i na powrót stawał się coraz bardziej świadomy tego, co
zaraz miało nastąpić. Trzy palce znikły i po chwili na jego wejście zaczęło
napierać coś znacznie większego. Czuł, jak jego mięśnie są pomału rozciągane
przez wchodzącego w niego ostrożnie penisa Mistrza Eliksirów. To nie było
niestety takie przyjemne, jak się spodziewał, bo pomimo przygotowywania wciąż
bolało.
-
Taki ciasny… och… - Severus wymruczał.
Członek
profesora był duży. W końcu wszedł cały i Harry spojrzał na Snape'a. Mimo ognia
płonącego w jego oczach, był skupiony i Harry zrozumiał, że mężczyzna nie
chciał zrobić mu krzywdy, że kontrolował się, by go nie zranić. Patrzył teraz
na niego i czekał na potwierdzenie od Gryfona, że może się poruszyć. Harry
uśmiechnął się do niego i Snape wysunął się nieco po to, by zaraz wsunąć się z
powrotem. To wciąż bolało, jednak im dłużej to robił tym bardziej przez ból
przebijała się przyjemność, a gdy zaczął uderzać w jego prostatę, jedyne co
pozostało Gryfonowi to krzyczenie, jęczenie i wicie się z rozkoszy,
wstrząsającej jego ciałem za każdym pchnięciem. Snape nachylił się i zaczął
namiętnie całować jego usta, a następnie zajął się szyją chłopaka. Harry
wczepił swoje dłonie we włosy mężczyzny. Obaj jęczeli i dyszeli ciężko. Snape
brał go coraz mocniej i szybciej. W końcu ujął w dłoń członek Harry’ego, który
już od jakiegoś czasu domagał się uwagi i zaczął stymulować go w rytm swoich
pchnięć. Harry wygiął się w łuk i doszedł, ogłaszając krzykiem najwspanialszy i
najdłuższy orgazm jaki miał do tej pory w swoim życiu. Jego mięśnie zacisnęły
się wokół męskości profesora i po dwóch kolejnych pchnięciach, również jego
ciałem wstrząsnęły spazmy spełnienia. Gryfon nie wiedział czy mu się to tylko
przesłyszało, czy Severus naprawdę wyjęczał ciche „Harry”. Mężczyzna opadł na
niego i razem odpoczywali, pomału dochodząc do siebie. Jego oddech łaskotał
zgięcie szyi chłopca, a lekko rozchylone usta łagodnie muskały delikatną skórę.
Harry czuł się wspaniale, wciąż czując członek Snape’a w swoim tyłku, mając na
sobie jego ciężar i przytulając go do siebie. Jedną dłoń nadal miał wplecioną
we włosy mężczyzny, drugą gładził delikatnie jego plecy pod czarną koszulą.
Uśmiechnął się do siebie, gdy jak przez mgłę przypomniał sobie, jak drapał tę
ciepłą skórę paznokciami. Chciałby mieć możliwość zobaczenia czerwonych pręg,
które teraz niewątpliwie zdobiły plecy Mistrza Eliksirów. Snape w końcu
podniósł się i wyszedł z niego, ku wielkiemu niezadowoleniu Gryfona.
-
Potter… - zaczął lekko zachrypniętym głosem, jednak Harry przerwał mu, całując
w usta i uśmiechając się cały szczęśliwy do swojego profesora. Ten odsunął się
szybko, doprowadził do porządku i tak jak tydzień wcześniej, szybko opuścił
salę. Harry patrzył za nim przez chwilę, a następnie rozejrzał za swoimi
bokserkami, spodniami i butami, które jakoś nagle zaginęły w akcji. Już od
dawna nie czuł się taki szczęśliwy jak w tej chwili. Oczywiście, byłby jeszcze
bardziej, gdyby Snape z nim został, jednak wiedział, że wszystkiego jeszcze
mieć nie mógł. Tak do końca, to nie rozumiał dlaczego mężczyzna uciekał, ale
jednego był pewien. Seks z nim był doskonały i nie miał zamiaru rezygnować z
niego po jednym razie. A Seamus niech idzie w cholerę, z tym nieśmiałym
dobieraniem się do niego!
--- rozdział 02 ---
W tym
tygodniu Harry nie próbował unikać Snape’a. Wiedział już czego chce i
uporządkował swoje uczucia na tyle, by nie bać się z nim konfrontacji, ale ten
wredny nietoperz go unikał! Na Eliksirach praktycznie dla mężczyzny nie istniał,
chociaż czasami udawało mu się wyłapać jakieś spojrzenie w swoją stronę, które
mówiło mu, że Severus jednak jest świadomy jego obecności. Tym razem tydzień
dłużył mu się w nieskończoność i nawet zastanawiał się czy nie pójść do
gabinetu Snape’a, by porozmawiać i uprawiać seks na jego biurku na zakończenie
rozmowy. Jednak za każdym razem coś go powstrzymywało. Tak więc te siedem dni
minęło mu na „pracach ręcznych” aż w końcu nadszedł wyczekiwany piątek.
Harry
usiadł na swoim zwykłym miejscu, nie mogąc się już doczekać rozpoczęcia zajęć.
Ciekawe czego tym razem nauczy ich Snape i co będzie mógł wykorzystać do
podniecania profesora. Wreszcie zadzwonił dzwonek i Mistrz Eliksirów wpadł do
klasy, groźnie powiewając czarnymi szatami. Jak zwykle stanął przy katedrze i
biednym modelu.
- Na
dzisiejszych zajęciach wybierzemy po jednym ochotniku z każdego Domu. Wypiją
oni eliksir imitujący ciążę. Są cztery buteleczki, każda z innym miesiącem.
Eliksir będzie działał przez tydzień.
Wszyscy
Gryfoni popatrzyli współczująco na Harry’ego, który schował twarz w dłoniach.
Miał nadzieję, że nie skończy z wielkim brzuchem, bo wtedy będą nici z po
zajęciowego seksu!
-
Jednak najpierw zaczniemy od wytłumaczenia w jaki sposób mężczyzna może zajść w
ciążę, skoro pan Potter przez tyle lat żył w błogiej nieświadomości takiej
możliwości…
Harry
podniósł oczy na swojego profesora, obiecując mu w duchu zemstę. Ten nic sobie
z tego nie robiąc, kontynuował swój wykład i chłopak po chwili zaczął słuchać
go z zainteresowaniem. Myślenie o zemście postanowił zostawić na koniec zajęć.
Snape
mówił o tym, jak magie łączą się, prowadząc do powstania nowego życia, które
następnie rozwija się w ciele potężniejszego czarodzieja. Mistrz Eliksirów
opowiadał nawet o budowie magicznie utworzonej macicy i wszystkich jej
funkcjach oraz o tym jak przebiegał poród. To wszystko było po prostu
niesamowite! Przedstawił nawet rozwój dziecka w czasie życia płodowego i zmiany
jakie muszą zajść w sposobie życia ojca w czasie trwania ciąży i po niej,
jeżeli chce on karmić piersią. Harry zrobił wielkie oczy. Jak mężczyzna mógł
karmić piersią, skoro jej nie miał?! Oczywiście Snape widząc jego minę od razu
szerzej wyjaśnił to zagadnienie, mówiąc o eliksirach, gruczołach i innych
takich. W końcu nadszedł czas na wypicie eliksirów imitujących ciążę. Snape
popatrzył po zgromadzonych, jakby jeszcze nie miał upatrzonych „ochotników”.
- Z
Gryfonów może pan Potter… - uśmiechnął się złośliwie i wszyscy Ślizgoni
wybuchli śmiechem najwyraźniej zapominając, że któryś z nich również będzie
musiał cierpieć ten tydzień w imitowanej ciąży. - Pan Malfoy…
Oho!
Zaczynało się robić coraz ciekawiej. Fretka miała minę jakby ktoś odwołał
Święta, jednak chłopak dumnie wystąpił na przód sali i stanął w odpowiedniej
odległości od Harry’ego. Po chwili dołączył do nich też Krukon i Puchon. Snape
wręczył im buteleczki i wypili ich zawartość jednocześnie. Harry oczywiście
skończył z brzuchem, jednak nie był on aż tak duży jak ten u Puchona. U Malfoya
prawie nic nie było widać, a Krukon miał mniejszy od Harry’ego.
-
Wszyscy macie zapisywać przez ten tydzień swoje obserwacje. - Snape zwrócił się
do zgromadzonych w klasie chłopców. - Liczę na jakieś porządne sprawozdanie z
tego eksperymentu. Możecie zacząć już teraz.
Harry
wrócił na swoje miejsce, czując jak zaczynają go boleć nogi od stania.
Świetnie, i jak on miał teraz uprawiać seks ze Snape’em, gdy miał taki brzuch?!
Był całkowicie pewien, że profesor specjalnie dał mu właśnie ten miesiąc.
Popatrzył na niego, odnotowując smukłe palce Severusa i hipnotyzujące oczy
wpatrzone w niego. Od razu porównał to z widokiem sprzed tygodnia i poczuł jak
robi się twardy. A tak, Snape coś wspominał o szalejących hormonach i tym, że
niektórzy w czasie ciąży bywają ogromnie podnieceni. Czyżby i on się zaliczał
do tej grupy? Harry uśmiechnął się do siebie.
- Hej
kumplu, dobrze się czujesz? - Ron zapytał go zaniepokojony.
-
Tak. Dlaczego? - Harry odparł zaskoczony. Właśnie zaczynał rozważać czy nie
rzucić znowu na Snape’a jakiegoś zaklęcia antykoncepcyjnego.
-
Gdybym był na twoim miejscu, to był się nie uśmiechał. - Rudzielec nie wyglądał
na przekonanego.
- To
już nawet nie wolno mi się uśmiechać?! - Harry poczuł jak zalewa go fala
złości. Na jego wybuch część osób zachichotała, dobrze odgadując czym tak
naprawdę był spowodowany. Chłopak wstał i obrażony poszedł usiąść do pustej
ławki. Kilka minut później Malfoy wybiegł z sali, zasłaniając sobie dłonią
usta. Lepiej być hormonalnym niż wymiotującym, doszedł do wniosku Harry i
roześmiał się z innymi. Poruszył się niespokojnie na krześle, nie mogąc się
doczekać końca zajęć. Wciąż był podniecony i w jego głowie powstało już kilka
wariantów ulżenia sobie dzięki pomocy Mistrza Eliksirów. Gdy w końcu dzwonek
zadzwonił, jego przyjaciele nawet nie kwapili się z czekaniem na niego, chyba
bojąc się nagłych zmian nastrojów. Harry znów został sam z profesorem, który
tym razem nie był zatrzymany żadnym zaklęciem antykoncepcyjnym. Stał tylko z
rękoma założonymi na piersi i uważnie obserwował każdy jego ruch. W końcu Harry
podszedł do niego, odkrywając, że chyba się rozpłacze jeżeli zaraz się do niego
nie przytuli. Więc się przytulił, a bliskość drugiego mężczyzny sprawiła, że
zrobił się jeszcze bardziej podniecony.
-
Potter, to nie ma sensu - powiedział w końcu Snape i spróbował się uwolnić,
jednak Harry zaborczo pochylił jego głowę i zaczął całować wąskie wargi,
ocierając się o niego. Cholera, brzuch mu przeszkadzał do tego stopnia, że
jęknął poirytowany. - Potter…
- Ty
mnie doprowadziłeś do takiego stanu, więc teraz się mną zajmiesz - oznajmił mu
Harry. Nawet jeżeli będę miał przychodzić do ciebie kilka razy dziennie. A
jak już ten głupi eliksir przestanie działać, będziemy uprawiać dziki seks na
twoim dywanie w gabinecie. Harry wyobraził to sobie i zajęczał, nie mogąc
się już doczekać.
- I
co ja mam z tobą zrobić, co Potter? - Snape pokręcił głową z dezaprobatą. Harry
od razu mu odpowiedział na to pytanie.
- Weź
mnie do ust… proszę… - wyjęczał.
Jego
prośba obudziła w obsydianowych oczach ogień, którego Harry szukał przez cały
ten tydzień. Ta namiętność i pożądanie sprawiały, że miękły mu nogi. Dlaczego
mężczyzna nie mógł tak patrzeć na niego częściej niż tylko raz w tygodniu?
Dłonie o długich palcach pomału rozpięły mu teraz już przyciasne spodnie i jego
ubranie zsunęło się do kolan, uwalniając sztywną erekcję. Harry oparł się o
blat biurka i patrzył spod na wpół przymkniętych powiek, jak Snape przed nim
klęka. Profesor nie spuszczając ani na chwilę wzroku z jego twarzy, wziął
członka do ręki i przejechał po nim kilka razy językiem. Harry zatrząsł się i
zajęczał. Już od samego patrzenia na klęczącego Mistrza Eliksirów można było
dostać orgazmu. Ten mężczyzna był tak niesamowicie seksowny! Wziął jego główkę
do ust i drażniąc językiem, possał. Chłopiec wychylił się do tyłu, jęcząc
głośno i wczepił dłonie we włosy Snape’a, który czując to uśmiechnął się do
niego. Gdy był już pewny, że Harry znów na niego patrzy, powoli wziął go całego
do ust, unieruchamiając jego biodra silnymi dłońmi. Całego. Pewnie gdyby
Severus nie trzymał Gryfona, ten by się osunął na podłogę - nogi odmówiły mu
nagle posłuszeństwa. Nie wiedział jak mężczyzna to zrobił, Seamusowi nigdy się
to nie udało, nigdy nawet się nie zbliżył do takiego osiągnięcia. Uczucie było
cudowne. A gdy zaczął ruszać głową, ssać i pieścić językiem całą długość jego
członka, Harry bezustannie krzyczał i jęczał. Skurcze przyjemności sprawiały,
że to pochylał się nad nim, to odrzucały go do tyłu. W pewnym momencie ręce na
jego biodrach znikły i Harry ledwo się powstrzymywał przed ich poruszaniem. W
ostateczności udawało mu się nie ruszać nimi zbyt gwałtownie. Mężczyzna jedną
ręką masował jego jądra, a dwa nawilżone palce drugiej wsunął w niego i zaczął
drażnić równocześnie jego prostatę. Harry tak właściwie już tylko wykrzykiwał
swoją przyjemność, a gdy doszedł z długim krzykiem, który brzmiał bardzo
podobnie do „Severus!”, mężczyzna połknął prawie wszystko, co chłopiec z siebie
dał. Harry podciągnął go w górę i scałował z jego twarzy te kilka
niepołkniętych kropel, po czym zamknął usta Mistrza Eliksirów w namiętnym
pocałunku. Ich języki znów się spotkały i chłopiec poczuł jak erekcja mężczyzny
napiera na jego brzuch, wciąż uwięziona w czarnych spodniach. Bez zastanowienia
osunął się na kolana. I tak nie mógł za bardzo stać na nogach. Szybko uwolnił
twardego członka Snape’a, którego główka była już wilgotna od białawej cieczy.
Zlizał ją, smakując słono gorzki smak i sprawiając, że mężczyzna ze świstem
wciągnął powietrze. Podniósł na niego wzrok. Tak, patrzył się z niedowierzaniem
na jego poczynania. Czy naprawdę myślał, że Harry nie będzie chciał się mu
odwdzięczyć? Może chłopak nie miał zbyt dużego doświadczenia, ale szybko się
uczył i już wkrótce Snape jęczał podobnie jak on wcześniej, wczepiając się w
jego włosy. Nie miał w rękach tyle sił co starszy czarodziej, więc nawet nie
próbował powstrzymywać ruchów bioder mężczyzny. Severus kontrolował je
wystarczająco dobrze, by nie musiał się nimi przejmować. Zamiast tego
całkowicie poświęcił swoją uwagę dawaniu przyjemności swojemu profesorowi.
Masował jego jądra, stymulował prostatę. Starał się jak mógł wziąć go całego do
ust, ale nie potrafił. Musi się później zapytać Severusa na czym polegał
sekret. Jęki mężczyzny i wyraz jego twarzy - całkowicie zatracony w przeżywaniu
przyjemności - sprawiły, że znów zaczął się robić twardy. Zamruczał wciąż mając
w ustach jego członka, co wyrwało krzyk z zazwyczaj raczej cichych ust
profesora. Harry z zadowoleniem mruczał teraz co chwilę, zbierając jako nagrodę
głośniejsze jęki i silniejsze ruchy biodrami. W końcu dłonie Severusa zacisnęły
się na jego włosach boleśnie, gdy przestał się na końcu kontrolować i przysunął
głowę bruneta bliżej siebie, jednocześnie mocno wyrzucając biodra do przodu,
tak, że niemalże cały wszedł do ust chłopaka, wbijając się w tył gardła i
uwalniając swoją rozkosz. Tym razem Harry był całkowicie pewny, że mężczyzna
wykrzyczał jego imię. Spróbował przełknąć wszystko, ale nie udało mu się i
strużka białej cieczy spłynęła mu po brodzie.
Snape
osunął się przy nim na kolana i przyciągnął jego usta do pocałunku. Zlizał
koniuszkiem języka swoją spermę i znów zaczął go całować, tym razem powoli
smakując niemalże każdy centymetr wnętrza jego ust. Harry przytulił się do
niego, nie chcąc by mężczyzna odszedł tak jak to robił do tej pory.
-
Mógłbym to robić z tobą bez przerwy. - Harry uśmiechnął się do niego, gdy
mężczyzna nie wykonał żadnego ruchu by uciec. Wciąż siedzieli ze spuszczonymi
spodniami. Członek Severusa leżał sobie zaspokojony, podczas gdy Harry’ego
zdawał się rozglądać zainteresowany.
-
Widzę - odparł mężczyzna z rozbawieniem. Pogładził dłonią na wpół twardego
członka młodszego czarodzieja. Zdecydowanie bardzo zainteresowany. Ujął go
pewniej w dłoń i zaczął poruszać nią w górę i w dół. Harry, jęcząc, wtulił
twarz w jego szatę. Był już zmęczony i nie miał siły na nic innego. Gdy
doszedł, było to niczym w porównaniu do poprzedniego razu i miał nadzieję, że
to był już ostatni raz na dziś. Nieważne jak bardzo to lubił, zmęczenie było
zbyt duże. Nim Severus wyczyścił Harry'ego i swoją dłoń z tej niewielkiej ilości
spermy, chłopak już spał, oparty o niego. Mężczyzna westchnął. No i co on miał
teraz zrobić z tym niemożliwym Gryfonem? Z największą ochotą zabrałby go teraz
do swoich komnat i położył u siebie w łóżku, ale nie mógł tego zrobić.
Machnięciem różdżki transmutował ławkę w kanapę i przelewitował na nią śpiącego
chłopaka. Poprawił swoje ubranie, następnie jego i wyczarował koc, którym go
przykrył. Pewnie jak się obudzi sam, to dostanie jakiegoś ataku rozpaczy przez
te wszystkie hormony. Severus uśmiechnął się złośliwie. Niech trochę pocierpi,
wtedy będzie bardziej uważał w przyszłości, gdy jakimś cudem wpadnie mu do
głowy by przespać się z kimś kto nie umie rzucać zaklęć antykoncepcyjnych.
Czyli z kimś innym niż on. Na tę myśl Snape się skrzywił. Koncepcja Harry’ego
śpiącego z kimś innym niż on w ogóle mu się nie podobała i on już się postara o
to, by innych nie było. Jeżeli będzie trzeba to, gdy Potter oczywiście skończy
szkołę i wyrazi na to zgodę, zostaną małżeństwem i tyle. Sam nie wiedział skąd
się u niego wzięły takie myśli. Jeszcze dwa tygodnie temu był przerażony tym do
czego między nimi doszło. Gdy tydzień temu kochał się z Potterem coś się w nim
zmieniło, chociaż jeszcze nie mógł uzmysłowić sobie co. Teraz już wiedział i
chociaż był pełen obaw, nie miał zamiaru tak łatwo zrezygnować z tego chłopaka.
Oczywiście jeżeli kiedykolwiek ktokolwiek będzie próbował go zmusić do
zrezygnowania z niego.
***
Harry
siedział w Pokoju Wspólnym Gryffindoru i ryczał. Wielkie łzy spływały mu po
twarzy. Nikt nie odważył się jeszcze do niego podejść, a ani Rona ani Hermiony
akurat nie było w pobliżu. Nawet Seamus się do niego nie zbliżał. Jego, chyba
teraz już były chłopak, bardzo szybko zauważył, że Harry prawie bez przerwy
chodził podniecony i raz wszedł za nim pod prysznic w wiadomym celu. Harry tak
się wtedy wściekł, że pogonił go wrzeszcząc na niego i miotając w niego
wymyślnymi klątwami, o których nie wiedział, że potrafił rzucać bez użycia
różdżki. Oczywiście wieść o szalejącym humorze chłopaka w oka mgnieniu obiegła
cały Gryffindor i teraz nikt nie miał odwagi się do niego zbliżyć, obawiając
się jakieś nagłej zmiany nastroju lub zachowania. Tylko dwójka jego przyjaciół
miała wystarczająco silne nerwy, by z nim spędzać czas. A wydawało się, że z
każdym dniem było coraz gorzej. Hermiona weszła przez dziurę za portretem
Grubej Damy i gdy tylko zobaczyła co się dzieje, od razu się przy nim znalazła.
- Co
się stało, Harry? - zapytała tak spokojnie jak tylko potrafiła i przytuliła
lekko bruneta do siebie. Już się nie mogła doczekać piątku, kiedy to jej
przyjaciel znów stanie się sobą.
-
Nigdzie nie mogę znaleźć kartki, na którą spisałem te informacje o
skrzydłokwiatach, a potrzebuję jej żeby dokończyć esej z eliksirów na jutro! -
powiedział jej sfrustrowany poprzez łzy. Dziewczyna siłą powstrzymała się, by
nie zacząć się z niego podśmiewać. Z doświadczenia wiedziała, że humorzasty
Harry nie miał poczucia humoru i wszystko brał do siebie na serio.
-
Pomogę ci jej poszukać, dobrze? Jestem pewna, że razem ją znajdziemy - wstała i
zaczęła szybko przeglądać porozrzucane na stoliku papiery, schyliła się nawet
pod stolik, by sprawdzić czy przypadkiem zaginiony pergamin po prostu nie spadł
na podłogę i zobaczyła jego kawałek wystający spod fotela. Szybko go podniosła
i z podała przyjacielowi, który widząc swoja zgubę, od razu szeroko się do niej
uśmiechnął. Gryfoni odetchnęli, widząc, że chwilowy kryzys został zażegnany i
przewidując sobie kilka minut spokoju zanim nie zacznie się nowy.
Harry
skończył swój esej i przepisał go ładnie na nowy pergamin. Ku zaskoczeniu
dziewczyny wsadził go do swojej torby, którą zarzucił na ramię i skierował się
w stronę wyjścia z Pokoju Wspólnego.
-
Gdzie idziesz? - zapytała go, starając się nie brzmieć wścibsko czy w
jakikolwiek inny sposób, który mógłby wytrącić chłopaka z chwiejnej równowagi.
- Do
profesora Snape’a - odpowiedział, jakby to była najoczywistsza rzecz na
świecie. - Pokażę mu esej i zadam kilka pytań. Wiesz, konsultacje i te sprawy -
wzruszył ramionami i radośnie wyfrunął z Wieży Gryffindoru, nie zwracając o
dziwo uwagi na niedowierzającą minę Hermiony. Nim doszedł do gabinetu profesora
zdążył posmutnieć i wpaść w jakiś melancholijny nastrój. Czuł się taki samotny!
W Gryffindorze praktycznie wszyscy go omijali z daleka. Tak jak i ludzie z
innych domów. Okazało się, że był najbardziej humorzasty z nieszczęsnej
czwórki. Malfoy za to bez przerwy latał do łazienki. Na tę myśl od razu
polepszył mu się nastrój jednak nie na tyle, by uśmiech sięgnął jego oczu. W
końcu stanął przed drzwiami Mistrza Eliksirów i zapukał.
-
Wejść - dobiegła go zimna odpowiedź. Chłopiec aż zadrżał lecz wszedł, mając
nadzieję, że gdy profesor go zobaczy, to przestanie być taki lodowaty.
-
Dzień dobry. - Snape poderwał głowę znad sprawdzanego eseju, gdy usłyszał jego
głos. Harry usiadł na krześle przed jego biurkiem i sięgnął do swojej torby. -
Napisałem już ten esej i chciałem się zapytać czy nie pominąłem w nim czegoś
ważnego…
-
Termin oddania jest jutro, panie Potter… - zaczął Snape jednak przerwał, widząc
jak oczy chłopaka robią się nienormalnie błyszczące. Już po chwili po
zaróżowionych policzkach płynęły łzy.
-
Czy… czy to źle, że chcę się czegoś do… dowiedzieć? - wychlipał Harry,
pociągając nosem i miętoląc esej w dłoniach. - Jestem dobry tylko do
pieprzenia, tak? A jak ch… chcę się czegoś dowiedzieć… to…
Dalsze
słowa zostały zniekształcone przez szloch, gdy Gryfon rozpłakał się na dobre.
Trząsł się cały i trzymał twarz w dłoniach, rycząc jak małe dziecko, któremu
ktoś zabrał ulubioną zabawkę. Snape gapił się przez chwilę na niego z otwartymi
ustami nim w końcu się opanował. Postanowił zachować się tak, jak powinien
według niego człowiek dorosły.
-
Panie Potter…
Harry
zawył jeszcze głośniej, słysząc jak Severus mówi do niego per pan. Robili sobie
dobrze, kochali się ze sobą. Gdyby mężczyzna brał go na poważnie, to mówiłby mu
po imieniu, a nie tak… tak oficjalnie, jak do jakiegoś nic nie znaczącego
obcego! Czy naprawdę to wszystko nic dla niego nie znaczyło? Harry był dla
niego tylko zabawką…?
Snape
nie wiedział co robić. Potter z każdą chwilą płakał coraz mocniej, o ile było
to w ogóle możliwe. W końcu jęknął zrezygnowany, wstał i okrążył biurko, by
klęknąć przed rozregulowanym emocjonalnie Gryfonem. Położył mu dłoń na
ramieniu, sygnalizując swoją bliską obecność.
- Harry…
no już, uspokój się. - Jednak chłopak zdawał się w ogóle go nie zauważać. -
Harry, spójrz na mnie.
Wciąż
zero reakcji. Może płacz stał się nieco bardziej urywany. Po prostu świetnie.
Mężczyzna podniósł się z kolan i podciągnął chłopaka za ramiona, by po chwili
tulić go do siebie, głaszcząc po plecach i szepcząc uspokajające słowa.
Zaprowadził go przejściem za jednym z regałów do swoich komnat. Tam usiedli
razem na kanapie. Pomalutku chłopak zaczął się uspokajać.
- Czy
mógłbyś mnie oświecić w kwestii tego co cię tak wytrąciło z równowagi? -
zapytał w końcu mężczyzna, na co Harry znów trochę zachlipał. Tym razem na
szczęście nie zrobił z tego tak wielkiego przedstawienia.
- Bo
my… i ja… a ty… - udało się w końcu chłopcu wyartykułować pomiędzy pociągnięciami
nosem. Wtulał się w niego jak w jakiegoś cholernego pluszowego misia i Severus
wolał nie zastanawiać się nad tym, jak wyglądał przód jego szaty. Jego uwagę
zwróciło użycie przez Pottera słowa „my”.
- Czy
mógłbyś trochę jaśniej? - Próbował być cierpliwy, naprawdę. Severus bardzo
starannie liczył do dziesięciu, by nad sobą zapanować.
- Bo
ja myślałem, że po… po… - Chłopak głośno wydmuchał nos w chusteczkę, którą w
międzyczasie podał mu Snape. - … że coś jest między nami… tak bardziej na
poważnie… a ty…
- Harry.
- Severus doszedł do wniosku, że chyba zrozumiał o co temu małemu imbecylowi
chodziło i zaakcentował jego imię bardziej niż to było konieczne. - Czy
myślisz, że gdybym nie uważał, jak to ty ująłeś, że coś jest między nami
bardziej na poważnie, to zaprowadziłbym cię do moich prywatnych komnat i
pozwolił tu ze mną siedzieć?
Harry
w końcu wysilił swoje szare komórki trochę bardziej i przeanalizował wszystko
co profesor mu powiedział. Po chwili jedynym śladem po płaczu były łzy i
zaczerwienione oczy, ponieważ na jego twarzy zakwitł olbrzymi uśmiech i chłopak
zdawał się cały promienieć szczęściem. Rzucił się na Mistrza Eliksirów,
przygniatając go do kanapy.
- Tak
się cieszę! Więc jesteś moim chłopakiem! Och, Severus! - Harry tulił go i
całował, a mężczyzna przeklinał wszystko co podkusiło go do dania mu tego
eliksiru imitującego ciążę. Broń Merlinie by Potter kiedykolwiek naprawdę w nią
zaszedł! Jeżeli chłopak zachowywał się tak przy imitacji, to strach pomyśleć,
co by było naprawdę. Przecież to byłby prawdziwy koszmar!
-
Chłopakiem? - wydusił z siebie z niedowierzaniem.
- No
tak. Skoro jesteśmy razem, to jesteś moim chłopakiem - Harry uśmiechnął się do
niego szelmowsko. - I uważam, że powinniśmy to jakoś uczcić.
-
Jakieś propozycje? - Severus uniósł lekko lewą brew, patrząc uważnie na
nastolatka pochylającego się nad nim i mającego problem z wygodnym usytuowaniem
się z powodu brzucha.
-
Chcę cię w sobie… ale z tym brzuchem… - Chłopak znów miał łzy w oczach, tym
razem frustracji. Severus przewrócił oczami i podniósł się, by usiąść obok
niego.
- To
nie jest prawdziwa ciąża, Harry. Twój brzuch jest jedynie przeszkodą
przestrzenną, którą jednak bardzo łatwo możemy ominąć - uśmiechnął się z ironią
do szczerzącego się chłopaka, który już niecierpliwie ściągał swoje szaty i
spodnie. Po chwili był już nagi i Severus zafascynowany sycił swoje oczy jego
widokiem. Pierwszy raz widział chłopaka w całej okazałości i chociaż miał on
dość duży brzuch, o dziwo wydawało mu się, że z nim wygląda jeszcze seksowniej
niż gdyby był bez niego. Potter od razu dobrał się do jego koszuli i spodni,
więc pomógł mu i nagi usiadł w fotelu, przywołując do siebie lubrykant. Wylał
go na palce i skinął nimi w stronę zaciekawionego Gryfona, by ten do niego
podszedł. Harry wykonał polecenie radośnie i wykazując się inicjatywą pochylił
się nad nim, by zacząć całować namiętnie w usta. Prawą nogę podciągnął do góry
i umieścił kolano między udem mężczyzny a poręczą fotela, napierając na Snape’a
z pasją. Severus od razu zajął się jego przygotowywaniem, wywołując tym jęki i
zadowolone pomruki kochanka. W końcu uznał, że chłopak jest gotowy i nawilżył
lubrykantem swoją erekcję, przy okazji rzucając serię zaklęć antykoncepcyjnych.
Harry od razu się odwrócił do niego plecami, domyślając się o co chodzi. Przygryzając
dolną wargę i wspierając ciężar swojej górnej połowy na dłoniach na poręczach
fotela, ustawił się nad twardym członkiem Severusa. Mężczyzna pokierował nim,
gdy się nabijał, obniżając pomału i wstrzymując oddech.
-
Och… Ssssssssev… - Harry poruszył się kilka razy, gdy już był cały w jego
wnętrzu, przyzwyczajając się do nowej pozycji. W końcu uniósł się lekko i opadł
z powrotem, sprawiając, że czarodziej pod nim jęknął. Zachęcony tym ponownie
zaczął się unosić i opadać. Severus pomagał mu unosząc go dłońmi, które
zaciskał na pośladkach albo biodrach Harry’ego. Znaleźli dla siebie powolny
spokojny rytm, w którym przyjemność wypełniała ich ciała.
- To
jest… doskonałe, Severus. Ty jesteś doskonały… dla mnie - Harry zamknął oczy,
zatracając się w tym cudownym uczuciu będącego w nim Severusa. Rozkosz, która
się rozlewała po całym jego ciele nie była tą samą co wcześniej. Taką, która
wstrząsała całym jego jestestwem i prowadziła do całkowitego spełnienia. Ta
rozkosz była sama w sobie spełnieniem i doskonałością. Harry mógłby trwać w
niej bez końca. Nigdy nie wypuścić Severusa z siebie. Usta i język mężczyzny
zwiedzały jego barki i plecy, podczas gdy dłonie przesunęły się z bioder.
Jedna, by drażnić sutki chłopca, a druga, by gładzić jego mokrą erekcję. Harry zamruczał
zadowolony. Jednak ta dodatkowa pieszczota sprawiła, że teraz chciał znacznie
więcej.
-
Proszę Severus, mocniej… weź mnie mocno… ostro… - wyjęczał. Jakimś cudem nagle
był już na kolanach na dywanie, wypinając się do tyłu i przyciskając twarz do ramienia.
Severus brał go zdecydowanymi, szybkimi ruchami, sięgając głęboko w niego i za
każdym pchnięciem uderzając w prostatę. Harry krzyczał i jęczał, prosząc o
więcej i wyrażając swoją aprobatę, gdy to dostawał.
-
…proszę, Severus… tak, właśnie tak… och Merlinie… tak, proszę, tak…!
Mężczyzna
stymulował erekcję chłopaka w rytm swoich pchnięć. Merlinie, tak bardzo chciał,
by Harry jęczał i krzyczał! Myślał o tym od ostatniego piątku i teraz, gdy
wreszcie chłopak wykrzykiwał swoją przyjemność, nie mógł wyobrazić sobie
wspanialszych dźwięków.
-
Dojdź dla mnie… Harry - wyszeptał mu do ucha między własnymi jękami i chłopak
doszedł, uwalniając się w jego dłoń, krzycząc i wyginając się w spazmie
rozkoszy, która długo wstrząsała jego ciałem i sprawiła, że mięśnie wokół
członka Severusa zacisnęły się mocno, również i jego doprowadzając do
spełnienia. Obaj opadli na dywan, dysząc ciężko i uspokajając się powoli. W
końcu Harry przekręcił się leniwie na bok i przytulił do mężczyzny.
-
Merlinie… za każdym razem jest cudowniej… dłużej… więcej… och… Severus… jesteś
doskonały…
- Już
to mówiłeś…
Harry
uśmiechnął się do swojego chłopaka. Merlinie, miał nie tyle chłopaka co
mężczyznę. I to jakiego! Severus był dla niego w tej chwili oficjalnym bogiem
seksu. Wyszczerzył się do niego szczęśliwy.
-
Tylko nie zasypiaj tu, Harry. Ja wciąż jestem szpiegiem i wolałbym, żeby do
Voldemorta nie dotarła wiadomość, że spędziłeś u mnie noc. Zresztą, jako
profesor, nie chciałbym aby ta informacja trafiła też do dyrektora, więc…
-
Tak, tak, rozumiem. Buzia na kłódkę. - Harry przewrócił oczami i usiadł,
rozglądając się za swoimi ubraniami. - Ale jeżeli kiedykolwiek dojdzie do tego,
że nie będziesz już szpiegiem, to wtedy nic mnie nie powstrzyma przed
całowaniem cię na oczach całej szkoły lub dyrektora.
-
Nawet jeżeli to oznaczałoby zwolnienie mnie? - Severus zmarszczył brwi.
-
Wierzysz, że Dumbledore zwolniłby kochanka Harry’ego Potter’a i przez to
stracił go po swojej stronie? - Chłopak zapytał z ironią w głosie, nakładając
spodnie.
- Też
prawda. - Severus wstał, również ubierając się w szaty i doprowadzając swój
wizerunek do chłodnej perfekcji. Harry z wielkim rozanielonym uśmiechem
przyklejonym do twarzy podszedł do niego i zarzucając ręce wokół szyi,
pocałował. Severus pozwolił mu na zwiedzanie swoich ust, nim przejął kontrolę.
W końcu oderwali się od siebie i chłopak zaczął się zastanawiać, kiedy tak
właściwie dłonie mężczyzny znalazły się pod jego ubraniem, gładząc i pieszcząc
jego ciało. Nie żeby miał temu coś przeciwko, nawet wręcz przeciwnie. Z
niechęcią się odsunął.
- To
ja już pójdę…
- No
to idź. - Severus patrzył rozbawiony jak Harry pomału podszedł do drzwi i
położył dłoń na klamce.
- To
idę…
Mężczyzna
popatrzył na niego wyczekująco. Harry w końcu westchnął, otworzył drzwi i
wyszedł, ostrożnie je za sobą zamykając.
***
Zarówno
Harry jak i cały Gryffindor z radością powitali koniec działania eliksiru w
piątek w trakcie drugiego śniadania. Chłopak właśnie zamierzał zjeść kanapkę z
tuńczykiem, ogórkiem kiszonym i masłem czekoladowym, gdy to się stało i był
temu bardzo wdzięczny. Nie wiedział co by zrobił, gdyby jednak taka kombinacja
znalazła się w jego żołądku. Na popołudniowe zajęcia z wychowania seksualnego
udali się ochoczo, uważając, że już nic gorszego niż hormonalny Harry w ciąży nie
może ich spotkać. W gruncie rzeczy, to mieli rację.
- Na
dzisiejszych zajęciach zajmiemy się zaklęciami i eliksirami testowymi na ciążę
i ojcostwo. Najpierw jednak chciałbym by jedna osoba z każdego domu
przedstawiła nam swoje spostrzeżenia i wnioski dotyczące ciążowego
eksperymentu. Może… pan Nott.
Harry
siedział wysłuchując jak jego koledzy zdają relację z tego trudnego dla
wszystkich tygodnia, wybuchając nawet od czasu do czasu ze wszystkimi śmiechem.
Szkoda, że nie widział tych wszystkich zasłabnięć Malfoy’a. Albo tego co inni
jedli. Oczywiście najwięcej śmiechu było przy tym jak Seamus opisywał jego
ciążę. Dlaczego to właśnie on musiał być tym najbardziej hormonalnym z
hormonalnych? Poczuł, że chce mu się płakać z zażenowania. Chyba jeszcze
wszystkie efekty eliksiru nie wygasły.
- Tak
więc, po wysłuchaniu tych relacji i własnych doświadczeniach z tego tygodnia,
co może nam pan podać jako wniosek do tego eksperymentu, panie Potter? - Snape
uśmiechnął się do niego złośliwie i Harry o mało nie zajęczał na myśl o
doświadczeniach tego tygodnia.
-
Trzeba robić wszystko by nie zajść w ciążę, zwłaszcza gdy się jest mną? - Klasa
się roześmiała, przyznając mu rację, a Snape tego nie skomentował, przechodząc
do dalszej części zajęć.
-
Teraz poznacie zaklęcia testowe i na ojcostwo oraz trochę teorii do eliksirów z
tego zagadnienia. Zdecydowałem, że warzyć je będziecie na najbliższych
Eliksirach i potraktuję to jako sprawdzian waszej wiedzy.
Chłopcy
jęknęli słysząc to.
-
Najpopularniejszym zaklęciem testowym… może najpierw zacznę od wytłumaczenia co
robią zaklęcia testowe. Są to zaklęcia, które pozwalają stwierdzić czy jest się
w ciąży, panie Potter. - Kilka chichotów ze strony Ślizgonów. -
Najpopularniejszym jest Peculus, który nam pan zademonstruje, panie Potter. Pojawienie
się niebieskiej kreski jest wynikiem pozytywnym, a czerwonej negatywnym. To
zaklęcie należy rzucić na siebie. Niech pan zaczyna, panie Potter.
Severus
patrzył na niego z wyczekiwaniem, podczas gdy Harry zastanawiał się czy
powinien wskazać na siebie różdżką przed, w trakcie czy po wypowiedzeniu
zaklęcia. W końcu wzruszył ramionami i, decydując się na drugą opcję, rzucił na
siebie zaklęcie. W powietrzu ukazała się niebieska kreska i w sali zapadła
niczym niezmącona cisza.
Snape
patrzył się na Harry'ego jakby widział go po raz pierwszy w życiu.